Nacjonalistyczne hasła, mówienie o narodzie zamiast o społeczeństwie, werbalne dzielenie, inwektywy. Ale umówmy się: obie strony konfliktu obrzucają się inwektywami i co zabawne, to są te same słowa (np. „komuchy”). Do tego dochodzi naturalne odrzucanie argumentów strony przeciwnej: strona „liberalna” uznaje, że argumenty przeciwnej strony są tak absurdalne, że szkoda dyskusji czy nawet słuchania. Strona „konserwatywna” uznaje „innych” za zdrajców. Czy ktoś zadał sobie trud przeczytania tzw. gazet „niepokornych”, czy może chociaż oglądał TV Republika? Są one, bądź co bądź, jednak w niszy. Czy zwolennik PiS–u, KUKIZ-a czy KORWiN-a czyta może znienawidzoną Wyborczą, Newsweek i jej “lewackich” dziennikarzy? A czy może budząca się socjalistyczna lewica potrafi wejść z kimkolwiek w dialog? Czy ktoś zadał sobie trud wyjścia z bąbla fejsbukowych znajomych i ich poglądów? Dlaczego odrzucamy „znajomych”, których postrzeganie otoczenia nie pokrywa się z naszym? Groźniejszy dla naszego codziennego życia jest niekompetentny prezes Orlenu czy PKP, partyjny urzędnik (wszak takie są plany). Zaciskanie pętli finansowej telewizjom prywatnym, uprawnienia specjalne dla służb, wywrócenie służby cywilnej. Następny krok to ordynacja wyborcza, ustawa o dostępie do informacji publicznej (już są propozycje), czy też ustawia o stowarzyszeniach i innych zmianach skierowanych przeciw społeczeństwu obywatelskiemu. Zakładam piętnowanie organizacji finansowanych z funduszy zagranicznych. Zakładam, że przejdziemy węgierską drogę, drogę jawnie autorytarną, pełną korupcji, kolesiostwa, europejskich pyskówek. Zastanawiam się, dlaczego na to zasłużyłem, dlaczego wszyscy na to zasłużyliśmy?
Mieszkam w Europie – mieszkam w Nowym Tomyślu.
KONIEC