Z letniego letargu wyrwał mnie opublikowany niedawno wpis dotyczący jednomandatowych okręgów wyborczych. Postanowiłem nie rzucać się na ten temat od razu z pazurami i odczekać chwilkę, poukładać w głowie parę jątrzących się we mnie przemyśleń.
O ile sensowność wdrożenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach parlamentarnych jest dosyć łatwa do wyjaśnienia, to wybory samorządowe pozostawiają wiele pytań a odpowiedzi na najbardziej nurtujące uzyskamy dopiero przy okazji następnej kadencji rad gmin i miast.
Tymczasem poniżej przedstawiam krótką listę powodów, dla których jestem zdecydowany kibicować idei JOW-ów, zarówno na szczeblu samorządowym jak i krajowym.
JOWy na szczeblu krajowym
W ekspresowym tempie wymienię kilka najważniejszych powodów, nie sądzę aby była potrzeba rozwodzenia się nad każdym z nich, dlatego więcej czasu poświęcę dalszej części zagadnienia (JOW a samorządy).
1. Któż inny decyduje o kolejności na listach wyborczych, jak nie ducze, nieomylny i wszechwiedzący organizm, zazwyczaj będący liderem partii. Co prawda ułatwia to zadanie chcącemu zrobić karierę w polityce szaremu obywatelowi, bowiem od najsampierwszych chwil wiadomo komu przymilnie nadskakiwać. Trochę gorzej niestety dla głosujących, którym odbiera się PRAWO WYBORU, a sam proces głosowania jest jedynie złudzeniem.
2. Łatwe i przejrzyste mechanizmy JOWów pozwolą oszczędzić czas i pieniądze. Dosyć problemów z PKW i ich systemami informatycznymi. Każdy z nas czarno na białym będzie mógł określić zwycięzców każdego z okręgów.
3. Kandydaci mogą wreszcie startować samodzielnie, bez potrzeby łączenia się w duże bandy reprezentujące partie i ich liderów.
4. System większościowy wyeliminuje silną potrzebę koalicji. Dzięki temu od początku do końca większościowy rząd zrealizuje (lub nie – pozdrawiam PO) swój program wyborczy bez potrzeby mezaliansów z samoobronami czy innymi partiami o niskim znaczeniu politycznym.
5. Celebryci i osoby znane z telewizji nie będą miały tak silnego wpływu na osoby, które wybierzemy w danym okręgu. Koniec z anonimowością kandydatów, osoby o nieznanych nazwiskach ale dużym poparciu medialnym stracą swoje pozycje.
6. Dosyć pieszczot dla partyjnej wierchuszki, która z reguły dba wyłącznie o siebie a konkretnych działaczy lokalnych marginalizuje. Mało tego, liderzy partii niemal zawsze mieli gwarancję wejścia do Sejmu.
JOWy na szczeblu samorządowym
1. Zwycięzca bierze wszystko
Istnieje wiele opinii mówiących o tym, że jednomandatowe okręgi wyborcze marnują głosy oddane na kilku silnych kandydatów w obrębie jednego okręgu. Jest to prawdą. Jednakowoż istnieje inna zasada związana z ekonomią i biznesem, która z wszechmiar przebija malkontentów poprzedniego zdania. Mam na myśli zjawisko konkurencyjności.
Konkurencja jest procesem za pomocą którego uczestnicy rynku dążąc do realizacji swoich celów i maksymalizacji swojej satysfakcji próbują przedstawić oferty korzystniejsze od innych ofert swoich rywali. Konkurencja występuje zarówno między sprzedawcami jak i nabywcami dóbr i usług. Sprzedawcy konkurują o pozyskanie konsumentów podczas gdy nabywcy konkurują o ograniczone zasoby na rynku
Dzięki temu wybieramy najsilniejszą jednostkę, która odpowiada naszym zapatrywaniom i dajemy jej szansę na realizację swoich obietnic. Nikt mi nie wmówi, że jeżeli ta osoba rozczaruje środowisko i elektorat, to w następnych wyborach ma jakiekolwiek szanse na zdobycie mandatu. Tak, pewnie jestem naiwniakiem, ale zabawmy się w Kubusiów Fatalistów i sprawdzimy to rozwiązanie w następnym rozdaniu.
2. Usprawnienie pracy samorządów
Kolejną kwestią, która moim zdaniem jest dobrym rozwiązaniem, to dążenie do zapewnienia większości w radach gmin i miast. Dzięki JOW-om na szczeblu samorządowym większość mandatów uzyskuje jedna partia czy ugrupowanie. Zdecydowanie usprawnia to prace samorządów, bowiem nie musimy przyglądać się przepychankom między radnymi, dajemy kredyt zaufania konkretnemu komitetowi wyborczemu. Naturalnie jeśli ten kredyt nie zadziała to w następnym rozdaniu osoby kandydujące wysyłamy na zieloną trawkę. Wystarczająco napatrzyłem się na szarpaninę między radnymi i burmistrzem, więc jestem zdania, że podobne wojny między radnymi nie są nikomu potrzebne. Idea zadziała tylko wówczas, kiedy wyborcy przebudzą się i w razie niepowodzeń i zawodów sprawianych przez wybranych radnych, spuszczą ich w klozet niepamięci w następnych wyborach. Z doświadczenia wiem, że smród i niesmak pozostaje na długie lata, nie ma więc żadnej obawy, że ktokolwiek o nich zapomni i popełni błąd po raz wtóry.
3. Personalizacja terytorialna
JOW-y pozwalają ściśle związać przyszłego radnego gminy z okręgiem, z którego się wywodzi. W ten sposób staje się on współodpowiedzialny za środowisko, w którym żyje, jednocześnie dając emocjonalny impuls pozostałym kontrkandydatom do pokazania się z jak najlepszej strony. Brzmi wspaniale, kandydat, który nie wygra w danym okręgu wyborczym nie jest stracony, ma całe 4 lata aby wypracować własną pozycję w stadzie, niech walczy, niech próbuje. Najważniejszy jest konkretny człowiek, wartości, jakimi kieruje się na co dzień, zrealizowane przez niego do tej pory inicjatywy, dotychczasowe zaangażowanie na rzecz mieszkańców, których prosi o głosy. I o to chodzi.
I podobnie jak w dwóch powyższych punktach – w sytuacji gdy taki radny zawiedzie zaufanie wyborców, mieszkańcy ci nie zagłosują na niego w kolejnych wyborach.
4. Frekwencja wyborców, frekwencja kandydatów
W tym miejscu musimy zdać sobie sprawę, że JOW-y będą funkcjonowały najpoprawniej w przypadku dużej liczby wyborców w danym okręgu, jak i odpowiedniej liczby kandydatów na tym obszarze.
Osobiście dość mam już przyznawania racji większości, co z tego, że dany kandydat zdobył więcej głosów w jednym okręgu niż inny w drugim a tylko ten drugi dostał się do rady gminy? Od kiedy to większość jest nieomylna i ma talony na bezbłędność?
W zdecydowany sposób zwiększają się szansę kandydatów, którzy nie są upartyjnieni. Wybory w okręgach jednomandatowych ułatwiają start w wyborach małym, lokalnym komitetom – najlepszym przykładem z naszego podwórka jest stosunek liczby radnych PO do liczby radnych NPNT. Koniec z partiami w samorządzie. Żeby uzyskać mandat nie trzeba już walczyć o przekroczenie progu wyborczego w skali całej gminy. Wystarczy zmobilizować się choćby w jednym okręgu. Nie trzeba zgłaszać kilkuosobowej listy kandydatów w każdym okręgu – i to jest realny zysk, który przekłada ruch społeczny i aktywistów na mandaty.
5. Nasza mentalność
A może po prostu spróbujmy czegoś nowego? Z obrzydzeniem spoglądałem na gęby przysypiających radnych poprzedniej kadencji, nie wymienię z nazwiska, ale ten zimny prysznic był doskonałą nauczką dla leciwych, pachnących już spiżem radnych, którzy mieli w zanadrzu wiele okrągłych słów – i tylko tyle. Rad jestem, że nastał czas młodych. A jak się nie sprawdzą – WYMIENIĆ. Takie to nasze święte prawo wyborcze.
Wiem, że do tego punktu najtrudniej się przekonać, ale bez prób i błędów się nie obędzie. Nawet jeżeli obecna kadencja poniesie porażkę (pod różnymi względami) to mamy możliwość wyciągnięcia wniosków i roztropniejszego szafowania swoim głosem wyborczym.
Podsumowując, JOW na szczeblu samorządowym był szansą dla działających od lat społeczników, aktywistów, ludzi, którzy pracują społecznie w różnego typu organizacjach pozarządowych dla lokalnych wspólnot. Jeśli przez te lata pracy zdobyli zaufanie mieszkańców, to mają dużą szansę na wygraną i objęcie stanowisk radnych, a co za tym idzie zdobycie kolejnych narzędzi, które dodatkowo mogą usprawnić ich pracę i uczynić ją jeszcze przydatniejszą dla mieszkańców. Pamiętajmy, że kadencja trwa 4 lata, po tym czasie nie będzie zmiłuj i nieaktywnymi radnymi zapewne przyjdzie nam się pożegnać. Sam mógłbym wymienić parę nazwisk, którym wróżę rychłe rozstanie i z pewnością nie będę po nich płakał. Mimo wszystko, nie widzę szczególnych powodów, abyśmy nie mogli gromkim chórem zakrzyczeć spróbujmy! dajmy szansę! obserwujmy!