Chciałbym jeszcze uzupełnić mój wpis Rozporządzenie nr 68/2015 czy wielbłądy na pustyni i rozwinąć to zdanie.
A więc ważne jest to, o co pytamy a nie kto pyta, choć podanie swoich danych z adresem i czasami telefonem jest dobrym zwyczajem.
Wynika z tego, że można wystąpić z zapytaniem o dostęp do informacji publicznej pod pseudonimem. Mogłaby powstać myśl, że zachęcam do takich działań. W końcu to informacja i pytanie jest ważne, a nie kto pyta. Pomimo, że uważam, że to zgodne z prawem to jednocześnie uważam, że to głupie. Dla powagi sprawy powinno to się robić “z imienia i nazwiska”. Inaczej pozyskana informacja nie będzie miała żadnej wartości.
Ale…
Proszę mnie sprostować, jeżeli coś źle zinterpretuję, ale napiszę w ostrych słowach.
Jeżeli ewentualnie znajdzie się taka hipotetyczno-potencjalna Łajza i pod pseudonimem zada jakieś absurdalne pytanie o dostęp do informacji publicznej, to de facto chce ośmieszyć nie tylko siebie, ale całe grono – nazwijmy to umownie – społeczników. Jak dla mnie to jest zwykłe hejterstwo i równanie do najniższego poziomu.
W takim przypadku dam radę Urzędnikom. Strzelę sobie w stopę, bo mam przeczucie, że Burmistrz dokładnie tę sztuczkę prawniczą chce wykorzystać, ale niech tam. To już jest kwestia podejścia samego Burmistrza do udzielania informacji.
Ja nie dam się postawić w ewentualnym szeregu z hipotetyczno-potencjalnymi Łajzami.
Jeżeli owa hipotetyczno-potencjalna Łajza pod pseudonimem prosi (to jest tylko przykład) o policzenie literek w piśmie burmistrza do kogoś tam oraz podanie liczby odebranych telefonów od 9:15 do 18:30 w dniu takim-to-a-takim, to co może zrobić Urzędnik?
Taki Urzędnik ma następujące możliwości:
- nie odpowiadać na zapytania hipotetyczno-potencjalnej Łajzy
- odpowiedzieć wymijająco
- odpowiedzieć literalnie, że Urząd odmawia dostępu do informacji
Wtedy taka odpowiedź spowoduje, że owa hipotetyczno-potencjalna Łajza musiałaby złożyć skargę na działanie urzędów i musiałaby się uwierzytelnić czyli podać swoje dane. Zaczyna działać KPA. O ile takie działania (zapytania pod pseudonimem) mogą być akceptowalne na poziomie krajowym (znam takie przypadki), to na naszym podwórku pachnie to – delikatnie mówiąc – lekko nieprzemyślanym działaniem. Ewentualna skarga do sądu administracyjnego i tak trafia najpierw do burmistrza. Taka jest droga odwoławcza, a Burmistrz poprosi o uwierzytelnienie.
Jest też czwarta możliwość.
Jeżeli owa hipotetyczno-potencjalna Łajza prosi (to jest tylko przykład) skopiowanie wszystkich zarządzeń o nieparzystych numerach z ostatnich 20 lat, to to już podpada pod tzw. informację przetworzoną i wtedy Urząd może żądać od wnioskodawcy wykazania, że uzyskanie przez niego informacji publicznej jest szczególnie istotne dla interesu publicznego. Poza tym, że to jest nadużywanie prawa do informacji. Urzędnik może podołać tej prośbie, musiałby wytworzyć nową informację i musiałby poświęcić wiele czasu na wyszukiwanie danych. Urząd w takim przypadku jest obowiązany do odpowiedzi, że może to zrobić, ale na koszt pytającego i musi o tym poinformować zainteresowanego. Dodam tylko, że kserowanie i skanowanie kilku kartek oraz anonimizacja (usuwanie danych osobowych) dokumentów nie jest czynnością dodatkową. Wszystko zależy od skali. Od razu napiszę: są na to wyroki NSA czy WSA.
Trochę inaczej to jest w przypadku ustawy o ochronie środowiska, ale w tym miejscu nie będę rozwijał tematu.
Na koniec.
Jeżeli znajdzie się w ogóle taki żartowniś to mam do niego apel:
Hipotetyczno-potencjalna Łajzo, Łajzo niedoszorowana – zastanów się co robisz? Jeżeli nazywasz się społecznikiem, to pamiętaj: nie jesteś sama w tym środowisku. I jeszcze jedno! Prawo nie tylko wprowadza nakazy na urzędników, również broni ich przed takimi hipotetyczno-potencjalnymi Łajzami.