Radni solą w oku burmistrza

Autor: Dariusz Borowski.

Od samego początku kadencji obecnego burmistrza Włodzimierza Hibnera, współpraca z radnymi nie układała się zbyt pomyślnie. Przewrotnie można rzec, że usłana była gęstokolczastymi różami. Domniemuję, że najważniejszym ówcześnie powodem był brak zrozumienia i swoistego rodzaju ślepota naszych radnych. Jestem pełen empatii dla włodarza Nowego Tomyśla, sam byłbym niezwykle niepocieszony myślą, że nie wszyscy rajcy dostrzegają czarodziejski charyzmat i gigantyczną wybitność burmistrza Włodzimierza.

Rozumiem również, że mer Nowego Tomyśla dał radnym czas, czas niezbędny do procesu poznawczego i cyklu aklamacyjnego.

Niestety, wraz z ostatnimi wydarzeniami, którym towarzyszyły drobne przepychanki między władzą uchwałodawczą i wykonawczą, mogę jednoznacznie stwierdzić, że nowotomyscy radni spartaczyli sprawę i nie wykorzystali właściwie danego im czasu. Nie potrafię w tym temacie myśleć pozytywnie, patrzeć w przyszłość, na język ciśnie mi się masę etykiet, które przylgną do samorządowców z Rady Miasta.

Balast, brzemię, jarzmo i bariery.

Z perfidną dokładnością radni nie pozwalają burmistrzowi działać, wciąż rzucają mu kłody pod nogi, w tajemniczy sposób zakładają okowy na burmistrzowe jaja. Tylko w ten sposób tłumaczę sobie opieszałość a wręcz bezczynność miłościwie nam panującego.

Toć jak inaczej ocenić wymagania radnych, którzy bezczelnie żądają obecności burmistrza Włodzimierza Hibnera na komisjach branżowych i sesjach rady miasta? Przecież w tym samym czasie burmistrz mógłby rozniecać kolejne parkingowe ognisko, a czy jest rzecz ważniejsza na świecie niż uśmiech mieszkańca obecnego na pożodze? Wątpię.

Wszak burmistrz jest osobą rozchwytywaną i zajętą. Skąd właściwie pomysł, że obecność Włodzimierza Hibnera na debatach w sprawie tak wszystkim umiłowanego wiaduktu, jest ważniejsza niż prowadzenie kolejnych czystek kadrowych czy też poszukiwania właściwych osób na zwalniające się etaty. Poszukiwania prowadzone naturalnie z wykluczeniem Nowego Tomyśla, bo tenże śmierdzi układami i należy omijać go z daleka.

Pytam dalej – czy są kwestie ważniejsze niż rozgrzebywanie urzędowych archiwów z nadzieją na obiecywane „trupy w szafach”? Czy gonitwa za aferami i kolejne próby udowodnienia mulistego poziomu burmistrza Henryka Helwinga nie są najcenniejszym porywem serca? Wstydźcie się radni. Szczególnie zaś potępiam radnego Skrzypczaka za bezsensowną troskę o pierwszoklasistów i trudną do zrozumienia interesowność, aby nasze dzieci nie musiały uczęszczać na zajęcia w trybie dwuzmianowym. Pozwolę sobie zacytować wpis z Niezależnego Forum Nowego Tomyśla:

Na posiedzeniu zabrakło dyrektorów przedszkoli (punkt 1 porządku obrad) i dyrektorów „Jedynki” i „Dwójki” w sprawie dwuzmianowości. Dlaczego? Otóż dziś na moje ręce wpłynęły od wszystkich dyrektorów pisma o podobnej treści. Mianowicie przeprosiny za brak obecności spowodowane brakiem polecenia służbowego od Burmistrza na udział w Komisji. Powiem szczerze i dosadnie, jest to dla mnie niezrozumiałe i uważam, że Burmistrz celowo utrudnia moją pracę, by tego było mało zabrakło także samego Włodzimierza Hibnera i jego zastępcy Pawła Mordala. Do komisji przygotowywałem się od dłuższego czasu, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji jeżeli chodzi o dwuzmianowość.

Czy ktoś rozumie o co tu chodzi? Jeśli nie, to spieszę z wyjaśnieniami, że burmistrz nie ma czasu na takie pierdoły, bowiem w przerwach między poklepywaniem po ramieniu swojego prywatnego klakiera, stara się prowadzić pasjonujące wykłady na WSPiA. Ot co.

Wisienką na torcie nieporozumień jest ten czepialski Jarosz z Komisji Rewizyjnej. Po zegarmistrzowsku stara się dociec mechanizmów kierujących niektórymi decyzjami burmistrza, śmie wątpić w geniusz włodarza w sprawie rozliczenia wielomilionowej dotacji na projekt wykluczonych cyfrowo i jeszcze chce go ciągać po sądach. Bezczelny typ!

A przecież można to wszystko oddalić, złagodzić, odepchnąć i ze spokojem ducha zająć się działkowiczami (toć w pierwszym rzędzie, Świerczewski hit czy kit?), uprawiać inscenizację wizyty w bibliotece (świadkowie mówią o 8 minutach – ach ploteczki, ploteczki), lektura ważna rzecz! Jak mawiał Anatolij Władimirowicz Sofronow – pokaż mi co czytasz, a powiem ci kim jesteś. O święta Uzurpacjo!

Jakby tego było mało, jakby ci namolni radni nie byli wystarczającym powodem zmartwień i urazów, to wszeteczni mieszkańcy nowotomyskiego grodu mają czelność zajmować wodza Włodzimierza zapytaniami o informację publiczną! Słabo mi. No jakże burmistrzować w takich warunkach. Trzeba potem wydawać zarządzenia, mozolnie publikować, a następnie w popłochu je wycofywać. Nu ba! Czasem nawet trzeba uciekać się do paskarskich sztuczek by ta cała ceremonia miała POWODY i wyglądała na niewinną i celową akcję. Pozdro dla kumatych!

Wybaczcie, znowu śmierdzę bucem, a to jeszcze nie koniec.

Kategoria rozrywka.

Nasi radni, jak mniemam, pojęcia nie mają jak trudno jest zorganizować dobre igrzyska. Takie prawdziwe, wszystkomające. Bo gdyby wiedzieli, z pewnością nie dociekaliby braku obecności burmistrza na posiedzeniu Komisji Rozwoju Gospodarczego i Finansów, nie oburzaliby się impertynenckimi wywinięciami zastępcy, tylko aplauz i wiwaty.
Zważcie, że burmistrz Włodzimierz Hibner wyszedł do ludzi. Wyciągnął rękę spragnionemu tłumowi. Gra z nim w szachy. Niektórym ten pomysł się nawet podoba, bliżej ludzi – mówią, bliżej problemów szarego człowieka – tłumaczą. Przepraszam, ale jeśli rozegranie partii w tę prawdziwie królewską grę jest w stanie cokolwiek zmienić w gminie, oprócz oczywistego podbijania PR burmistrza, to deklaruję, że ogolę głowę na łyso i odszczekam te wszystkie chamskie śmieszki. Do poprawy trzeba dialogu, rozmów i polemik, a nie śmiałych posunięć pionami.

Co tam wiadukt, co tam przetargi i inwestycje, zluzujcie panowie samorządowcy. Polecam każdemu radnemu (na uspokojenie) aplikację doodbytniczo czopka z soli, może pomoże. Tak trudno zrozumieć, że praca burmistrza to balansowanie na linie? Myślicie, że tak łatwo schować przed mieszkańcami informację o trudnej sytuacji w naborze na stanowisko informatyka i sekretarza? Myślicie, że deklarowane przez burmistrzów znajomości w Urzędzie Marszałkowskim zawojują się ot tak? A półkolonie w Zbąszyniu to co, pies? A kto wynajmie zewnętrzną firmę (z Nowego Tomyśla? akurat! – tu śmierdzi) do lukratywnej obsługi przetargów czy informatyki?

Apeluję zatem – panowie radni – przestańcie przeszkadzać w rozliczeniu dotacji, nie wstrzymujcie realizacji inwestycji, usuńcie wreszcie swoje auta z miejsc, gdzie winny być równane drogi (bo zawadzają), i ugryźcie się czasem w język, milczenie jest złotem a nieuwaga cnotą.

Dla jasności sytuacji – moje pretensje do rady miasta nie dotyczą panów Tabaczyńskiego i Andryszczyka, im się wszystko podoba, niebo jest niebieskie, kwiaty pachną, grejpfrut to gorzki owoc.

Komentarze do wpisu prosimy zamieszczać na Niezależnym Forum Nowego Tomyśla lub na Facebooku.