Przed ostatnimi wyborami raczej byłem (tak mi się wydawało) przygotowany na PiS-owskie metody, które mimo wszystko – tak zakładałem – mieściłyby się w demokratycznych ramach, może nieco trzeszczących, ale jednak w ramach. Wygraną PiS traktowałem jako karę za bierność, małą frekwencję, za brak zaangażowania, za „ciepłą wodę w kranie”. Rozumiałem również, że wcześniej wiele osób czuło się na bocznym torze, nie identyfikowało się z poprzednią władzą, że wiele osób nie mogło patrzeć już na „obżartych” i leniwych polityków. Właśnie PO i po części PSL tego nie potrafiło zrozumieć, o co chodzi? „Przecież mamy autostrady, miasta pięknieją, otwarte granice”. Wiele milionów Polaków poznało „Zachód” i coś co dla mnie wydaje się spełnieniem marzeń całych pokoleń, dziś jest normą, która nie jest doceniana.
Nie miałem złudzeń, że zobaczymy powtórkę.
c.d.n.