W 2005 także dało się słyszeć głosy o „szarpnięciu cuglami”, takie nieco republikańskie podejście do zarządzania krajem. Nawet mi się podobało to hasło. Powiem więcej: było mi właściwie prawie obojętne, kto wtedy wygra: PO czy PiS. Uważałem, że to są dwie siostry jednej matki. Co za piramidalna naiwność.
Pomimo szarpaniny z lat 2005-2007 uważałem, że mieści się to w ramach demokracji, być może dociskanej kolanem, takie trochę z nutą policyjnego państwa, ale jednak do przyjęcia. Oczywiście tępa polityka PiS obrażała moją inteligencję, ale w swoim liberalnym podejściu uważałem, że być może ówczesne działania nie trafiają do mnie, ale może mój sąsiad, mój jakiś znajomy czy też ktoś w ogóle to akceptuje. Taka jest demokracja.
Ale już zaledwie po miesiącu od wyborów odrzuciłem to samobiczowanie. Włosiennicę odwiesiłem na haku.
c.d.n. (Przemek Mierzejewski)